Jedzenie emocjonalne skutkiem ubocznym diet? To możliwe!
Jedzenie emocjonalne wynikające bezpośrednio z diet odchudzających to zaskakująco częste zjawisko. Może dotyczy i ciebie?
Wiele osób, które trafiają do mnie po latach prób kontroli wagi, mówi o sobie z dużym przekonaniem: „Mam problem z jedzeniem emocjonalnym. Jem, kiedy jestem zestresowana. Jem, kiedy jest mi źle. Jem, kiedy nie wiem, co ze sobą zrobić.”
Dla niektórych rzeczywiście tak wygląda codzienność — sięganie po jedzenie od zawsze było sposobem na regulowanie napięcia. U innych? Przyszło wraz z dietami.
Temat jedzenia emocjonalnego jakiś czas temu stał się wyjątkowo popularny, przez co wiele osób szuka u siebie oznak zajadania emocji, diagnozując się jako emocjonalnych zajadaczy. Skłania ich to do wglądu w głęboki świat swoich emocji i odkrywania nowych sposobów samo opieki. W niektórych sytuacjach będzie to pomocne, u wielu nie zmieni nic. Dlaczego?
Bardzo często, gdy zaczynamy przyglądać się danej historii bliżej, okazuje się, że schemat jedzenia pod wpływem emocji nie wiąże się bezpośrednio z samymi emocjami, pojawił się bowiem dopiero po serii diet.
Nie zawsze to, co wygląda jak jedzenie emocjonalne, autentycznie nim jest. U wielu zachodzi bardzo konkretny i dość logiczny efekt uboczny długotrwałego ograniczania jedzenia.
Ten mechanizm działa cicho, niemal niezauważalnie. Zaczyna się od decyzji:
„Biorę się za siebie.”
Po niej pojawia się plan – dieta, jadłospis, lista produktów dozwolonych i zakazanych.
Organizm, który wcześniej miał dostęp do jedzenia bez specjalnych zasad, nagle zostaje wrzucony w tryb oszczędzania. Nie dostaje tyle, ile potrzebuje. My nie dostajemy tego, czego chcemy.
Na początku, u szczytu motywacji nie robi to na nikim większego wrażenia. Nowość niesie ze sobą ekscytację, jest poczucie kontroli i wiara w nagrodę.
Trzeba jednak pamiętać, że każda restrykcja żywieniowa to wysiłek nie tylko dla ciała, ale przede wszystkim dla psychiki. Każde „nie wolno”, każde „muszę się powstrzymać”, każde „nie teraz, nie to, nie tyle” kosztuje nas sporo energii, a im dłużej trwa tym kosztuje więcej. Powstrzymywanie się przed jedzeniem gdy ono znajduje się w pobliżu nie jest dla nas neutralne i prowadzi do narastającego napięcia. Wbrew opinii specjalistów, nie utworzy się z nowego systemu żywienia nawyk. Wcale się nie przyzwyczajamy do takiego funkcjonowania.
Kiedy do trudności utrzymania diety dochodzi codzienne życie – obowiązki, problemy, stres, zmęczenie – system zaczyna się przeciążać. Organizm robi to, co umie najlepiej: szuka najprostszego źródła ulgi. I wybiera to, co ma pod ręką – POKARM.
Wygląda to na chwilę słabości ale wcale nią nie jest.
To zwykła reakcja na długotrwałe napięcie. Umysł nie wytrzymuje konieczności kontrolowania wielu aspektów życia.
Jeśli dodatkowo dieta jest na tyle ciężka, że obok odmawiania sobie smakołyków należy też znosić głód, nie ma się co dziwić kiedy ciało w końcu błaga o to, czego od dawna potrzebowało. Po zjedzeniu przychodzi moment fizycznej ulgi. Głód zostaje zaspokojony, przyjemność jest ogromna, tylko emocjonalnie nie jest tak dobrze. Pojawiają się wyrzuty sumienia, wstyd, żal i… postanowienie poprawy.
I od tego momentu jedzenie zaczyna smakować inaczej. Ma większą moc niż wcześniej. Przynosi nie tylko energię i zaspokojenie, ale też rozluźnienie, chwilową ulgę, wrażenie, że przez moment wszystko jest w porządku. Mózg rejestruje, że pokarm działa jako konkretna strategia przetrwania.
Z czasem ten mechanizm się utrwala.
Jedzenie zaczyna być używane nie tylko w celu zaspokojenia głodu fizycznego, ale też w sytuacjach napięcia. Z zewnątrz do złudzenia przypomina to typowe objawy jedzenia emocjonalnego. Ale gdyby cofnąć się do momentu, w którym to się zaczęło, okazałoby się, że jedzenie nie miało wcześniej tej roli. Stało się podporą w trudnych chwilach dopiero po ograniczeniach.
I tu leży sedno problemu.
Wiele osób, nieskutecznie, próbuje rozwiązywać ten nabyty „problem” kolejną próbą kontroli: jeszcze bardziej świadomym jedzeniem, jeszcze ostrzejszym planem, jeszcze większym wysiłkiem, by „nie ulec pokusie”.
A to działa tylko do czasu. Jeśli nie zajmiemy się prawdziwą przyczyną – czyli niedoborem, zmęczeniem i napięciem po dietach – zachowanie to się będzie powtarzać. Może w innej formie, może po dłuższej przerwie, ale wróci.
Rozwiązaniem jest przywrócenie jedzeniu jego podstawowej roli – regularnego odżywienia ciała i odebranie mu wyjątkowości.
Przez pewien czas pokarm nadal będzie skutecznie regulować stres. Później to minie. Jednak żeby to się mogło wydarzyć, trzeba najpierw zapewnić organizmowi poczucie bezpieczeństwa, dać mu regularność, niezawodną sytość, różnorodność, przyjemność. Trzeba przestać grozić mu kolejnym planem na „zdrowy styl życia”. Ponadto konieczne jest również rozwinięcie uważności.
Podążając za tym planem, nim się człowiek obejrzy, włożenie czegoś do ust pod wpływem emocji przestanie dawać ulgę, bo jedzenie nie będzie już takie jak kiedyś.
Nadejdzie rozczarowanie z powodu utraty tego narzędzia.
Kiedy ciało dostaje to, czego naprawdę potrzebuje, przestaje się domagać więcej, niż trzeba. Jednocześnie jedzenie przestaje też tak świetnie smakować zastosowane jako regulator emocji. Nie smakuje wręcz wcale. Skoro jest dozwolone i pewne, akt jedzenia traci też emocjonalną intensywność, która wcześniej nadawała mu moc.
Dopiero z tego miejsca można zacząć zauważać i obserwować swoje emocje.
Czy mamy inne sposoby, by poradzić sobie z napięciem?
Czy potrafimy się zatrzymać, zanim sięgniemy po coś do zjedzenia?
Jeśli nie – to jest idealny moment na naukę. Jesteśmy wtedy niejako zmuszeni do stawienia czoła swoim emocjom, no chyba że poszukamy innego narzędzia znieczulenia…
Może się też okazać, że naprawa relacji z jedzeniem pomogła, ale nie załatwiła sprawy.
Tak będzie u tych, u których jedzenie emocjonalne rozwinęło się znacznie wcześniej, jako sposób radzenia sobie z życiem, zanim jeszcze pojawiły się pierwsze diety. Wtedy historia jest bardziej złożona, a praca głębsza, często dotykająca relacji, granic, bliskości. Ale to zupełnie inny temat.
Jeśli zauważasz u siebie, że sięgasz po jedzenie głównie wtedy, gdy jesteś przeciążona_y i masz już za sobą wiele lat prób kontrolowania ciała – bardzo możliwe, że to nie emocje są problemem, tylko zmęczenie walką.
I właśnie od tego miejsca warto zacząć.
Wiem jakie to jest trudne by samemu znaleźć właściwe informacje i stworzyć skuteczny plan działania. Dlaczego stworzyłam opracowanie „Normalnie po diecie” Część 1+ Część 2, z którymi możesz samodzielnie przejść pierwszy etap.
Z kodem POWITANIE, zestaw kupisz 50% taniej!
Daj znać, jeśli moje rozważania na temat psychologii żywienia są dla ciebie przydatne.
Może jesteś właśnie na tym etapie, kiedy wszystko wygląda jak problem z uzależnieniem od jedzenia – a tak naprawdę chodzi o coś znacznie prostszego i bardziej ludzkiego?