Cała prawda o jedzeniu intuicyjnym - antydietetyzm czy łagodna dieta?
Jeśli myślisz, że Jedzenie Intuicyjne to „jedz, co chcesz i nie przejmuj się niczym” – jesteś w błędzie. A jeśli boisz się, że to dieta w przebraniu... też się mylisz.
Zanim odpowiem na tytułowe pytanie, zależy mi by w twojej głowie zrodziła się jedna ważna myśl. Czy to, co robisz jest na tyle solidne i dobre, że będziesz chcieć z tego korzystać przez następnych 20 lat? Pod koniec wrócimy do tej myśli. A teraz zrozummy jedzenie intuicyjne.
Koncept Jedzenia Intuicyjnego stworzony został przez akredytowane dietetyczki. Był odpowiedzią na potrzebę stworzenia narzędzia, porządkującego jedzenie u ludzi, u których diety nie odniosły oczekiwanego skutku. Co przez to rozumiemy?
Pacjent postarał się, zastosował proponowany jadłospis, schudł a później wrócił z podkulonym ogonem bo nie udało mu się utrzymać rezultatów. Nie raz, nie dwa, a wielokrotnie. Można by mu zarzucić lenistwo gdyby nie wytrzymał, ale skoro tyle razy się zawziął i postarał… to musiało być coś nie tak z samym narzędziem.
Jeśli diety, pomimo bycia tak trudnymi do zastosowania, działają tylko tymczasowo, możemy je uznać za nieskuteczne. Przecież naszym celem nie jest ciągłe odchudzanie się, tylko schudnięcie. Diety oferują jedynie to pierwsze.
Dzisiaj Jedzenie Intuicyjne rozumiemy znacznie szerzej. Nie jest to już tylko ratunek dla dietetycznych recydywistów, ale podejście do żywienia oparte o wysoką świadomość swojego ciała i zaufanie do niego.
Im dłużej praktykuję i uczę jedzenia intuicyjnego innych, tym bardziej czuję jak bardzo to podejście do jedzenia jest niezrozumiałe, a przez to błędnie interpretowane, zarówno przez zwolenników jak i przeciwników.
Wyjaśnijmy sobie jego podstawy. Składa się z czterech bazowych elementów:
bezwarunkowej zgody na jedzenie kiedykolwiek i czegokolwiek zapragniesz,
jedzenia ze względów fizycznych, a nie emocjonalnych,
polegania na sygnałach głodu i sytości przy określaniu kiedy i ile zjeść,
oraz harmonii ciała z pożywieniem.
Jak widzisz one się zapętlają, jedno wyznacza granicę drugiemu, i bez żadnego z nich nie można mówić o jedzeniu intuicyjnym. I tu się zaczynają schody. Przeciwnicy wybierają jeden element i na jego podstawie krytykując całą ideę jako szkodliwą i nierealistyczną, podczas gdy buntownicy też wybierają jeden element ignorując resztę, czyniąc podejście szkodliwym.
To nie jest podejście antydietetyczne.
Jedzenie Intuicyjne sprzeciwia się dietom, powołując się na liczne badania naukowe wskazujące na ich długoterminową nieskuteczność i przykre skutki uboczne. Nie sprzeciwia się natomiast dietetyce, jako nauce. Ba! W materiałach szkoleniowych znajdziemy sporo wskazówek dietetycznych. Ostatecznie z dziesiątego filara uczymy się by korzystać z łagodnego odżywiania w celu zyskania autentycznego zdrowia, co powinno być wystarczającym potwierdzeniem szacunku dla dietetyki jako nauki.
To nie jest anarchia.
Jedzenie Intuicyjne nie polega na anarchii. Ciało wymusza na nas pewne działania i naszym zadaniem jest je zrozumieć. Nie zawsze potrafimy i wtedy sięgamy po interpretację doświadczonych osób. Zawsze sprzeciwiamy się delegowaniu decydowania o jedzeniu na zewnątrz i opieraniu swoich decyzji o zewnętrzne zasady. Nie sprzeciwiamy się jednak korzystaniu z informacji pochodzących z zewnątrz.
Jedzenie Intuicyjne to jest ciągły proces, dynamiczna integracja dwóch światów: dostrojenie do odczytywania informacji płynącej z ciała i korzystanie z informacji zdrowotnych płynących ze świata nauki.
To, co wewnątrz zgodnie współpracuje z tym, co na zewnątrz. Ciało ma zgadzać się z pokarmem jaki dostaje. Mówimy o kongruencji, oznaczającej zgodność i harmonię jedzenia z ciałem.
Wielu ludzi podchodzi do jedzenia z rezerwą i zaczyna wyrywkowo stosować niektóre zasady, nadal stosując dietę, tyle że bardziej liberalną, bardziej akceptującą, jednakże nadal bez zaufania dla ciała. To zrozumiałe. Nie tak łatwo odzyskać wiarę w swoją zdolność karmienia się, pozbyć się lęku i zapomnieć o tych wszystkich wyuczonych uprzedzeniach. Też tam byłam.
Na drugim krańcu będą osoby zmęczone dietami, wybierające totalną anarchię. Głos przejmuje buntownik, który ma dość podążania za regułami, które nic mu nie dają poza wyczerpaniem, nawracającym poczuciem porażki i utratą wiary w siebie. Buntują się dla ochrony własnych granic, dla odreagowania, a w końcu i dla buntu samego w sobie.
Winą za to można obarczyć zbyt długie życie w zniewoleniu, niewygodzie i byciu wiecznie krytykowanym lub straszonym. Tutaj niestety wcale nie zyskują wolności, a jedynie wewnętrzny przymus życia w anarchii, gdyż nie znają życia po środku. Starają się przekonać siebie, że tu jest lepiej bo w końcu sami o sobie decydują. Często jednak decyduje zaburzone żywienie, o czym nie są świadomi. Tutaj też byłam i to nie było miłe.
Nie obwiniamy nikogo o “nieprawidłowe” podejście do tematu. Działamy jak umiemy.
Sama miałam z tym problem. Dlatego tym bardziej jestem przekonana, że wszyscy mogą dojść do Jedzenia Intuicyjnego jeśli tylko będą się uczyć wystarczająco długo.
Ani dieta, ani anarchia
Ci, którzy utrzymują rezerwę muszą zrozumieć, że nie chodzi o negowanie dietetyki. Mamy uwolnić się od zero-jedynkowego podejścia, opartego na „prawdach objawionych” guru oraz zrozumieć swoje własne ciało i zaufać mu na bazie doświadczania, a nie ślepej wiary. Dzięki pracy nad zestrojeniem „ciało-pokarm”, mogą mieć korzyści zarówno w postaci wolności wyboru, jak i przydatnych wskazówek naukowych, które naprawdę ich wspierają.
Nie musi być idealnie, bo ciało zostało stworzone do tego, by sobie radzić w nieidealnych warunkach.
Ci drudzy, będące na drodze anarchii potrzebują zrozumieć, że prawdziwa wolność jest stanem umysłu, a nie buntem. Dopóki istnieje potrzeba buntu, dopóty nie ma poczucia wolności.
By mówić o Jedzeniu Intuicyjnym w pierwotnym jego znaczeniu, według wskazówek E. Tribole i E. Resch nie można zapominać o konieczności wypracowania kongruencji. Do niej potrzebne jest ciągłe wzmacnianie świadomości ciała oraz poszanowanie jego sygnałów.
Dzięki doświadczeniu i testowaniu informacji z otwarty umysłem, dowiadujemy się jakie informacje z zewnątrz i w jakim stopniu warto przyjąć, a jakie odrzucić. Wszystko to jest okraszone sporą dozą empatii i zrozumienia, że proces ma prawo być tak powolny, jak tylko wymaga tego nasza sytuacja.
Trzeba też pamiętać, że wolność to również stawianie granic. Czasami wyznacza je nam ciało, innym razem my sami na podstawie zebranego doświadczenia. Umowa ze sobą zawarta z własnej woli stanowi co prawda ograniczenie wolności, ale z własnej woli i czując się wolnym na pierwszym miejscu by to zrobić.
Zawiłe? Obiecuję, ze to tylko odrobina filozofii na jaką mnie stać w moim zwykle łopatologicznym języku.
Jeśli nie umiesz się zdecydować do której z grup przynależysz, przeciwników, zwolenników, anarchistów, ostrożnych - mam sugestię. Może pasujesz do wszystkich?
Ja tak miałam.
Buntowałam się i próbowałam stosować zasady diet. Raz byłam siebie pewna, a później w ogóle sobie nie ufałam. Nakręcałam się buntem. Buntując się nie miałam okazji wysłuchać ciała, więc rozczarowana ograniczałam jedzenie według któregoś z nurtów. W konsekwencji buntowałam się jeszcze bardziej.
Nie rozumiałam tego wszystkiego i nie miałam mentora, który by mi wytłumaczył moje rozterki. Nawet bezpośrednia współpraca z Tribole nie dała mi komfortu zrozumienia. Tego się bowiem nie da wytłumaczyć, to trzeba poznać w boju.
Zrozumienie tematu dało mi dopiero aktywne, świadome i odważne działanie. Polegało ono na powolnym odpuszczaniu kolejnych uprzedzeń, odzyskiwaniu decyzyjności nawet gdy popełniałam błędy i porządkowaniu życia tak, by pozbyć się anarchii, a w zamian wprowadzić jakąś strukturę i jakieś zasady, które trzymają mnie w ryzach, nie w więzieniu.
Trzeba być uważnym, by nie wpaść w pułapkę powiedzenia: im dalej w las, tym więcej drzew.
Jeśli zbyt długo pozostajemy przy nadmiernej rezerwie lub anarchii, znajdujemy coraz więcej dowodów na słuszność swojego postępowania, jakim by ono nie było. Robi się też bezpiecznie, niekoniecznie wygodnie, raczej znajomo w swoim dyskomforcie. Zamykamy się na inne doświadczenia, a to nie tak ma być. Umysł ma pozostać otwarty.
Jedzenie, nie aktywizm
Często wykorzystuje się jedzenie intuicyjne jako narzędzie walki o sprawiedliwość społeczną i zdejmowanie z człowieka presji kulturowej. I to jest zrozumiałe, ponieważ sam program jest zgodny z tymi ideami, jednak ma pewne ograniczenia.
Mamy 10 filarów Jedzenia Intuicyjnego i pomimo pozwolenia na wprowadzanie ich w życie w swoim tempie, trzeba pamiętać że one są całością. Jedzenie intuicyjne spina się jeśli mamy w pamięci całość wskazówek, a nie tylko ich część.
Sprawdź opracowanie: „21 dni z Jedzeniem Intuicyjnym”
Wskazówki co prawda nie są zasadami, ale jeśli idziemy za sugestią podejścia, a więc dążenia do autentycznego zdrowia, to nie da się tego zrobić po macoszemu. Przykładem niech będzie kierowanie się przede wszystkim głodem i bycie uważnym na wskazówki płynące z ciała. Nie ignorujemy tego z braku motywacji czy z potrzeby wpasowania się w jakiś system przekonań. Ani dlatego, że to może być postrzegane jako ograniczenie wolności.
Pamiętajmy, że jedzenie ma być oparte o intuicyjność a nie o próbę udowodnienia czegoś komuś lub o reaktywność.
Wracając do pytania z początku artykułu:
„ Czy to, co robisz jest na tyle solidne i dobre, że będziesz chcieć z tego korzystać przez następnych 20 lat?”.
Przewiduję 4 odpowiedzi.
Tak, absolutnie.
Nie, nie dam rady.
Nie, jest mi źle.
I tak zarówno przy opartym na buncie antydietetyźmie doprawionym brakiem samoświadomości, małe jest prawdopodobieństwo czucia się dobrze. Ciało podlega pewnym zasadom fizjologicznym, które nader często łamane, czynią życie nieprzyjemnym.
Silne osadzenie w zerojedynkowych zasadach dietetycznych jest długoterminowo nierealistyczne. Zrozumienie siebie, zaufanie ciału i wzięcie za siebie odpowiedzialności to początek przygody na całe życie.
Nie można się znudzić życiem, które jest coraz bardziej satysfakcjonujące.
Takiego właśnie życia ci życzę.